kroki. kroczenie. przekraczanie

Jeśli jedną z podstaw wiedzy antropologicznej jest rozumienie wynikające ze zmysłowego zanurzenia w „byciu tam”, to w jaki sposób można temu nadać formę, która nie będzie się łączyła z przekładem na inny rejestr? [Grimshaw 2004: 23]. Tacy badacze jak Sarah Pink [2009: 223], Ivan Brady [2003; 2009], Paul Stoller [1997] czy Patricia Leavy [2009] twierdzą, iż sztuka (obrazy, poezja, wideo, performery etc.) niesie ze sobą szczególny potencjał w przedstawianiu ucieleśnionego i wielozmysłowego doświadczenia etnograficznej pracy terenowej oraz że wywołuje u czytelnika/widza doświadczenie zmysłowe (także wspomnienie takiego doświadczenia). Książka Paula Stollera Sensuous Scholarschip [1997], jest tego doskonałym przykładem. Dowodzi ona, jak przedstawienia różnorodnych rzeczywistości mogą spójnie wzajemnie się przecinać w jednym tekście. Stoller proponuje „studia zmysłowe” (sensuous scholarschip), których celem jest pokazanie, iż wiedza etnograficzna jest tworzona nie tylko poprzez obserwacje zjawisk widzialnych, lecz również poprzez inne doświadczenia zmysłowe, takie jak ból fizyczny i smak. Dla Stollera „najważniejsza jest elastyczna sprawczość posługującego się zmysłami badacza. Oznacza to połączenie tego, co „zmysłowe z intelektualnym, denotującego z ewokującym” oraz „umiejętność stosowania intelektualnych skoków, zapełniających luki stworzone poprzez iluzję niewspółmierności” [1997: xviii], polega to na „łączeniu analitycznego z odczutym” [1997: xv]. Elastyczne przedstawienie „podkreśla połączenia między doświadczeniami i rzeczywistością, wyobraźnią i rozumem, różnicą i wspólnością” [Ibidem: 92]. Aby to osiągnąć Stoller łączy wiele różnych stylów tekstualnych, w tym mistyczną opowieść suficką, poezję, opisy autobiograficzne, teksty naukowe, fotografie oraz dyskusje na temat zarówno przedstawienia (performance), jak i filmu etnograficznego [por. Pink 2009: 184-185].

Ten tekst-kolaż jest dla mnie przymiarką do szerszego zastosowania zaproponowanego wyżej podejścia.

spacer jako doświadczenie multisensoryczne

Zainteresowanie spacerami miejskimi nie jest zjawiskiem nowym, nawet na akademickim gruncie. Istnieją tu m.in. próby zarysowania wspólnych cech pomiędzy aktem spacerowania a badaniami terenowymi. Chris Jenks i Tiago Neves wskazują m.in na to, iż postać flâneura może dostarczyć ram analitycznych, umożliwiających krytyczną refleksję nad działaniami etnograficznymi w mieście. Autorzy definiują flâneura, jako „tego, który przechadza się niespiesznie, w sposób przypadkowy, zatracając się w doznaniach i podziwiając ulotne widoki” [Jenkis, Neves 2000 za: Pink 2008]. Sugerują oni, iż „postać flâneura stanowi wprowadzenie do fenomenologii miasta, budowanej w oparciu o doświadczenie fragmentaryczności i utowarowienia, otwiera drogę do mikrosocjologii codziennego, miejskiego życia” [Ibidem]. Więcej na ten temat będzie można przeczytać w tekście Sarah Pink Zwiedzanie miasta. Sensoryczne konstruowanie więzi społecznych w etnograficznym procesie wytwarzania miejsca, którego tłumaczenie (Marty Songin) wkrótce ukaże się w „Tematach z Szewskiej”.

W tym poście interesują mnie nie tyle miejskie spacery, co sam akt przechadzania się, jako doświadczenia, które angażuje wiele zmysłów. Jak wskazuje geograf Paul C. Adams, „przemierzanie danego miejsca, łączy się nieodmiennie z zaangażowaniem wzroku, słuchu, dotyku czy powonienia… zmysłu orientacji przestrzennej lub nawet smaku” [Adams 2001: 188]. Przemierzanie miasta wiąże się bowiem nieodmiennie ze szczególną formą zaangażowania w środowisko materialne [por. Pink 2008] – materialnego badacza w materialną rzeczywistość.

spacerując ulicami miast

Tim Ingold w artykule Culture of the Ground. The World Perceived Through the Feet przywołuje obraz żołnierzy maszerujących w równych szeregach. Taki ściśle określony, synchronizowany, mechaniczny ruch, angażujący wiele osób na raz, nie jest zjawiskiem naturalnym, lecz wysoce kulturowym, zarezerwowanym dla pewnych grup i określonych sytuacji [2004: 326]. Ingold wskazuje jednak, iż większość społeczności wielkomiejskich, wyścielając ulice chodnikami, przekształciła je w coś na kształt placu defilad. Takie ulice zostały stworzone dla przechodniów uzbrojonych w odpowiednie obuwie, które zamieniło stopy w „stąpające maszyny”. Inglod pisze:

No longer did he have to pick his way, with care and dexterity, along pot-marked, cobbled or rutted thoroughfares, littered with the accumulated filth and excrement of the countless households and trades whose business lay along them [Ibidem].

Geograf Miles Ogbornw w swoich badaniach dotyczących ulic Westminster (Londyn) w XVIII w. pokazał, jak konstrukcja chodników pozwoliła przechodniom na nową praktykę – spacer po powierzchni gładkiej i jednorodnej, regularnie oczyszczanej i odpowiednio twardej. Ulice były teraz przede wszystkim otwarte i przestrzenne, tworzyły odpowiednie środowisko do tego, co można nazwać praktykami wizualnymi: patrzenia i bycia widzianym [Ogborn, 1998: 91–104]. Erving Goffman w klasycznej już pracy Relations in Public przedstawił szczegółową analizę tego, w jaki sposób ludzie zachowują się w przestrzeni publicznej. Przechodniów porównał do pilotów, którzy kierują pojazdami skonstruowanymi z delikatnej materii ubrań i skóry. Najważniejszym zadaniem pilota-przechodnia jest ominięcie wszystkich przeszkód tak, aby nie uderzyć w żadną lampę; nie przewrócić się o porozstawiane tu i ówdzie przeszkody; by dotknąć jak najmniejszą liczbę osób [1971: 6-7]. Jednak to, co charakteryzuje pracę Goffmanna to opisanie aktu spacerowania jako visual activity. Pilot musi używać oczu, aby prowadzić swoje ciało. Dokonuje tego poprzez proces, który Goffman nazywa „skanowaniem”. Polega to na ciągłym analizowaniu przestrzeni, kalkulowaniu możliwości dotarcia na drugą stronę ulicy, przedarcia się przez tłum ludzi miedzy półkami w supermarkecie, tak by nie doznać żadnych uszkodzeń. Analizie poddawane są także twarze współprzechodniów. Zatem Goffman pokazuje, iż spacerowanie jest wysoce społeczną aktywnością. Tim Ingold odnosi się do pracy Relation in Public i wskazuje, iż w takich analizach często zapomina się o innych zmysłach, szczególnie o dotyku. Igold pisze:

It is almost a truism to say that we perceive not with the eyes, the ears or the surface of the skin, but with the whole body. Nevertheless, ever since Plato and Aristotle the western tradition has consistently ranked the senses of vision and hearing over the contact sense of touch. I shall not go into the relative standing of vision and hearing, since this is a lengthy and complex story in itself [Ingold, 2000: 243–87].

Jego zdaniem „ugruntowane” podejście do percepcji powinno nadać dotykowi właściwe miejsce w badaniu zmysłowych doświadczeń. Wskazuje on również, iż przy tej okazji należy zwrócić szczególną uwagę na stopy, które są w ciągłym kontakcie z gruntem (choć w sposób zapośredniczony przez obuwie). Uważa on, iż dzięki nim jesteśmy „in touch” z otaczającą nas rzeczywistością [2004: 330]. Według Ingolda prawdziwym wyzwaniem badawczym jest dotarcie do świadectw dotyczących takiego właśnie doświadczania bycia-w-świecie [ibidem].

turystyczne ciała

W byciu turystą zapewne chodzi o wiele rzeczy – o których wielokrotnie rozpisywali się ludzie znacznie mądrzejsi ode mnie. Obserwując innych, i poddając samą siebie obserwacji, mogę tylko dodać (powtórzyć, za kimś kto na pewnie dawno już to powiedział), że jest to ciężka praca, która angażuje całe ciała. Absorbuje oczy, które zarejestrować muszą wszytko to, co zostało już zobaczone w „dwuwymiarze” (w przewodnikach, telewizji/kinie czy Internecie) i jest uznane za warte ujrzenia w 3D. Przykuwa słuch, który z chaosu obcych dźwięków, wychwytuje znajome słowa. Kolekcjonuje tubylcze zwroty, takie jak „dzień dobry”, „za ile to”, „zniżka”. Rejestruje fragmenty historii, składa je w opowieść o doświadczanej przestrzeni. Rozsmakowuje kubeczki smakowe, pieści je nowymi kompozycjami, które należy przeanalizować i porównać do tego, co już rozpoznane – a jeśli się nie da, to zapamiętać na zawsze. Wobec nierozsmakowania w smaczkach, można wystawić zmysły na działanie oswojonych bodźców (należą do nich uniwersalny kebab, hamburger, pizza, spaghetti itd.), które (ku uciesze wszystkich tych, w których nadmiar obcości wywołuje strach) w każdym miejscu działają nań tak samo. Nowe przestrzenie wiodą nos na pokuszenie bogactwem aromatów; czasem przywodzą na myśl dom, czasem od domu oddalają. Są takie sytuacje, które wszędzie pachną tak samo, ale są przecież i takie kompozycje, których nie da się odtworzyć, bo przynależą do konkretnych przestrzeni wspołkonstruując je. W końcu obija się ona bolesnym piętnem na piętach, zakwasza mięśnie ud, przyprawia o ból piszczeli. Turystyka to ciężka praca, która kształtuje umysł i ciało.

uwolnić stopy

Czy pamiętasz jak to jest zanurzyć stopy w gorącym piasku i pod jego puszystą powierzchnią natknąć się na wilgotny i chłodny grunt?

nocny spacer

Muszę iść – późno już. Sama? Sama. Może zamów taksówkę. Spokojnie, dam sobie radę. Jesteś pewna? Jestem. Ruszam przed siebie drogą, którą dobrze znam. Miasto zasnęło i teraz tylko cicho mruczy. Idę spokojnie, muszę rozprawić się z kilkoma ideami. Moje kroki wystukują rytm, sekundują myślom. Odrywam się od tu i teraz, pogrążam się/zatapiam się/odpływam. Dopiero po dłuższej chwili dostrzegam, że coś jest nie tak. Z zamyślenia wydobywa mnie uporczywy dźwięk kroków. Odgłos cudzej obecności. Nie widzę kto idzie. Po mocnych uderzeniach domyślam się, że spieszy się, że się zbliża. Brzmi na zdecydowanego. Skąd wiem, że to mężczyzna? Próbuję wrócić do kwestii, które wcześniej zajmowały moją głowę, ale nie potrafię już. Przyspieszam. Moje myśli wyprzedzają kroki. Coraz mocniej uderzam obcasem o chodnik. Odstęp pomiędzy dźwiękami skraca się. Do domu jeszcze daleko. Zaraz, gdzie jest telefon? Dystans między mną a Nim (?) zmniejsza się. Czuję moje serce. Słyszę jak obija się o klatkę piersiową. Nie biegnę jeszcze – jestem na granicy, gdzieś pomiędzy szybkim chodem a ucieczką. I nagle – słyszę – skręca w prawo. Kroki cichną. Przystaję. Nasłuchuję. Oddala się. W końcu walenie mojego serca zagłusza dźwięk kroków. Głośnym świstem wypuszczam powietrze z płuc. Cisza. Znów ruszam przed siebie. Obcasy miarowo uderzają o chodnik. Widzę już mój blok. W oknie pali się światło. Podchodzę do klatki. Jeszcze przez moment bawię się w chowanego z kluczami. Zgrzyt zamka. Echo wspinaczki na drugie piętro. Brzęk kluczy. Dom.

stopy na wakacjach

Są ludzie, którzy fotografują się na tle Wieży, Piramidy, Mauzoleum, Koloseum, Muzeum etc. Ja tego nie robię – przynajmniej nie z własnej nieprzymuszonej woli. Od 2006 r. robię zdjęcia stóp – własnych i cudzych. To nie jest objaw osobliwych fascynacji. Te zdjęcia są moim dowodem rzeczowym w sprawie „obecności”. Obwieszczają one pewną prawdę, że „te tu oto kończyny dotarły tam, gdzie stoją właśnie”. Mam już małą kolekcję zdjęć zrobionych w rożnych częściach świata. Przypominają mi o tym, czego doświadczyłam.

Ale zaraz zaraz – skąd wiadomo, że to Twoje stopy, że ziemia po której stąpasz nie jest Twoją ojczystą?

Ludzi poznajemy po ich twarzach, głosie, kształcie sylwetki, rzadko rozpoznajemy ich po stopach (taka umiejętność świadczy o dużej bliskości). Znajome obuwie, może zdradzić tożsamość, może to zrobić jeszcze blizna lub jakaś inna anomalia. Zazwyczaj jednak, równie dobrze można podstawić zdjęcie ściągnięte z internetu i udawać, że przedstawia fragment nas samych. Podobnie jest z ziemią. Gleba to gleba. Chodnik to chodnik. Co prawda czasem stopy można ustawić na tle, które nie będzie wzbudzać już żadnych wątpliwości… ale zazwyczaj grozi to upadkiem. Nie ryzykuję więc. Nogi można ubrać też w coś charakterystycznego, powtarzalnego w kontekście całej serii. Ale po co? Mnie cudza wiara nie jest potrzebna. Te zdjęcia mają charakter prywatny. Są wyrazem mego uznania dla stop, które przenoszą mnie z jednego miejsca w drugie.

P.S. kolaż rzeczywiście zawiera jedno zdjęcie wygooglane z czeluści Internetu.

indywidualny rytm

Jako pierwsza moją uwagę zwróciła na to Natalia twierdząc, że zawsze poznaje mnie po krokach. Potem ten wątek wracał podczas rozmów z ludźmi z Ośrodka. To, co dla mnie było odkryciem, dla nich było oczywistym elementem rzeczywistości:

Każdy z nas ma swój indywidualny rytm, który – idąc przez życie – wystukuje stopami.

w upojeniu

Puste ulice zmuszają do przemyśleń – światło lamp drażni oczy – rozprasza myśli, pustoszy głowę. Idę przed siebie, zapełniam pustkę. http://vimeo.com/groups/66/videos/13355467 I słyszę tylko stukot własnych kroków: nierytmiczne i fałszywe tony roztargnionego uderzania obcasem w krzywiznę chodnika. Dźwięk odbija się od żelbetonowych ścian – echo zwielokrotnia moją obecność. Polifonicznie odmierza czas: od-do, od-do, od-do, od-doooooo. A w tle szum nocnego życia. Senność. Zakładam słuchawki na uszy. Obrazy przepływają przed oczyma. Jak w teledysku. Jestem tu, choć wcale mnie tutaj nie ma.

stopy na wakacjach

Most Karola, godz. 12:31, 20.08.2010r.

Obutymi stopami kroczymy po miejskich brukach. Indywidualnie wydeptujemy, dawno już przetarte szlaki. Ugładzone chodniki, odwzorowują ciężar przemysłu turystycznego [kształtują się pod jego naciskiem].

Płyniemy korytem ulic, w potoku innych ciał.

poetyka miejsca

jest zakorzeniona w naszych skłonnościach do nadawania sensu naszym materialnym i wyobrażonym doświadczeniom poprzez projekcje bycia-w-świecie i użycie naszych kulturowo odpowiednich ciał – zmysłowo-intelektualnych aparatów – jako podstawowych instrumentów do działań. Czerpie z krajobrazów różnorodnie opisywanych takich ja „dom”, „dziki”, „święty”, gdzie zmysłowość jest zdecydowanie przenoszona na pierwszy plan poprzez większość form uczestnictwa (miejsca gdzie zawartość emocjonalna często dominuje nad świadomą interpretacją), ściąga wiedzę najczęściej ignorowaną lub oficjalnie lekceważoną przez ekstremum logicznego pozytywizmu. Opowiada się za uzupełnieniem takiego rodzaju poznania i relacjonowania, które: (a) promuje fenomenologię jako filozofię, stawia obserwatora (poszukującego, poznającego) przed równaniem doświadczenia interpretującego i reprezentującego; (b) spycha antropologię interpretacyjną w plątaninę doświadczenia zmysłowego, pozycję skoncentrowaną na ciele, która obejmuje namysł, ale wykracza poza metaforę, że wszystko (ludzie, krajobrazy) może i powinno być uznawane za tekst wymagający interpretacji; (c) znajduje kontynuacje w strukturach i orientacjach osadzenia w ciele i micie pomimo ważnych ograniczeń stawianych przez sam język i przez epistemologiczne interferencje pomiędzy naszą teraźniejszością i przedpiśmienną przeszłością; (d) daje poetom wyjątkowy styl, oferuje im formy wiedzy i mówienia (mocne metafory itp.), pozwalające angażować zmysły i wizje bycia-w-miejscu w sposób, który zarówno przekracza, jak i uzupełnia bardziej konwencjonalne strategie w antropologii i historii [Brady 2009: 486-487].

Pytanie: Co Ty na to?

Katarzyna Wala

Bibliografia:

Adams P.C., Peripatetic Imagery nad Peripatetic Sense of Place, [w:] Textures of Place, P.C. Adams, S. D. Hoelscher, K. E. Till (red.), Minneapolis 2001; Brady I, In Defense of the Sensual: Meaning Construction in Ethnography and Poetics, 2003; Brady I, Poetyka dla Planety. Rozprawa o niektóych problemach związanych z miejscem, [w:] Metody badań jakościowych, N.K. Denzin, Y.S. Lincoln (red.), Warszawa 2009; Grimshaw A., Eyeing in the Field: new horizons fo visual anthropology, [w:] Vizualizing Anthropology, A. Grimshaw A. Ravetz, (red.), Bristol 2004; Goffman, E., Relations in Public: Microstudies of the Public Order, London 1997; Ingold T., Culture on the ground, The World Perceived Through the Feet, „Journal of Material Culture” 2004, t. 9(3), s. 315–340; Jenks C., T. Neves, A Walk on the Wild Side: Urban Ethnography Meets the Flâneur, “Cultural Values” 2000, nr 4 (1); Leavy P., Method meets Art; Art-Based Research Practice, Nowy Jork 2009; Ogborn, M. Spaces of Modernity: London’s Geographies, 1680–1780, London 1998; Pink S., Mobilising Visual Ethnography: Making Routes, Making Place and Making Images, „FORUM: QUALITATIVE” 2008, t. 9(3); Pink S., Wizualna etnografia, Kraków 2009; Stoller P. Sensuous Scholarschip, Filadelfia 1997.

Informacje o Katarzyna Wala

Jestem antropolożką, animatorką kultury, badaczką jakościową i trenerką. Obecnie piszę rozprawę doktorską z zakresu etnografii sensorycznej (UWr.). Od 2009 r. współtworzę projekt Fonosfera - antropologia zmysłów; zajmuję się również badaniami marketingowymi.
Ten wpis został opublikowany w kategorii Dźwięki miasta, Dźwięki miejsc, Emocje, Estetyka dźwięków, etnografia performatywna, etnografia zmysłów, Kakofonia, multisensoryczność, Olfaktosfera, Uszy szeroko otwarte, Zapach miasta. Dodaj zakładkę do bezpośredniego odnośnika.

3 odpowiedzi na „kroki. kroczenie. przekraczanie

  1. Pingback: Poezje antropologiczne « antropologia za_stosowana

  2. kamilpietrowiak pisze:

    No dobrze, spróbuję w końcu. Po pierwszym przeczytaniu, czy lepiej prześledzeniu Twojego kolażu pomyślałem sobie: Coś w tym jest, ale nie za bardzo wiem co. To jak po przesłuchaniu najnowszej płyty McFerrina, która nie powaliła mnie na kolana, lecz którą mimo to przesłuchałem jeszcze kilka razy z rzędu. Wysilę się na kilka konkretów: 1. Fragmentaryczność Kroków… jest – jak podejrzewam – świadomą próbą odtworzenia fragmentaryczności doświadczenia terenowego, czy – ryzykując wulgarne uogólnienie – doświadczenia współczesnego człowieka, w tym przypadku Katarzyny Wali, która znana jest chociażby z robienia kilku rzeczy na raz. I to jak dla mnie jest osią tego tekstu. 2. Sprawia to także, że Czytelnik jest ciekaw, co wydarzy się za kolejnym rogiem przemierzanej właśnie ulicy. Przemierzanej – jak może się zdawać – po omacku również przez stopy samej Autorki, która chce w końcu spróbować, nie do końca jeszcze wiedząc jak (stąd przymiarka – regulacja celownika – szukanie własnego rozmiaru). 3. Stąd też być może chwilami odnosiłem wrażenie, że tekst dzieli się na głos przytaczanych autorów (autorytetów) i głos Katarzyny Wali – momentami brakowało wypośrodkowania. 4. Zaskoczyła mnie także wysokość poprzeczki wyznaczona czytelnikowi, który – jak sądzę – zastanowi się trzy razy nim poświęci 40 minut na pełne zapoznanie się z tekstem (a więc i z jego wizualnymi elementami). 5. „Poetyka miejsca jest zakorzeniona w naszych skłonnościach do nadawania sensu naszym materialnym i wyobrażonym doświadczeniom poprzez projekcje bycia-w-świecie i użycie naszych kulturowo odpowiednich ciał – zmysłowo-intelektualnych aparatów – jako podstawowych instrumentów do działań”. Mocne zdanie, tyle tylko, że jest jakby wyrwane z ogólniejszej teorii człowieka. Bez jej znajomości, trudno je zrozumieć. Czym są projekcje bycia-w-świecie? Jeśli ciała to zmysłowo-intelektualne aparaty, kto nimi steruje? Tzn. kim jest ów człowiek, dla którego zmysły i intelekt są jedynie narzędziem? To trudne rzeczy i warto by rozważyć je powoli i na spokojnie, tak aby samemu wiedzieć, co leży u podstaw własnego myślenia.

    Ogólnie: ciekawie i odważnie. Wnioski: jakże łatwo jest mówić jak robić, jak pisać. Jak trudno zabrać się do konkretnej roboty, wypróbować, sprawdzić. Nie mogę się doczekać, co pokażesz w przyszłości.

  3. Pingback: Zakończenie projektu | Fonosfera – antropologia zmysłów

Dodaj komentarz